Albaicín
Albaicín jest kolejną niezwykle interesującą dzielnicą Granady. Przyległa do centrum, położona na wzgórzu około 700 metrów n.p.m., jest prawdziwym gąszczem małych, pnących się w górę i w dół uliczek, przy których Barrio de Santa Cruz w Sevilli to jak łamigłówka na poziomie przedszkola.
Roi się tutaj od sklepów z pamiątkami, i tymi eksportowanymi z Tajwanu i tymi robionymi na miejscu, przez lokalsów, małych teterii, gdzie oprócz wyśmienitej herbaty, można zapalić sziszę, od barów tapas, od małych, malowniczych zakątków. Ta część Granady pachnie kadzidełkami i palonymi po kątach skrętami. Miasto ma klimat dawnej arabskiej dzielnicy, a na każdym kroku możemy się natknąć na ślady i pozostałości po ich dawnym urzędowaniu.
Niektórzy twierdzą, że nazwa Albaicín oznacza „dzielnicę sokołów”, ale ci dociekający historycznej prawdy upierają się przy znaczeniu „dzielnica ludzi z Baeza”. Kiedy w XIII wieku Muzułmanie zostali wyrzuceni przez chrześcijan z miasta Baeza, położonego w pobliżu Jaen, schronili się w Granadzie i zasiedlili północną część wzgórza, tworząc dzielnicę, której nadano nazwę wywodzącą się z uprzednio zamieszkiwanego przez nich miejsca. Większa część tego, co obecnie nazywamy Albaicín to fragment Alcazaby, muzułmańskiej cytadeli, rozciągającej się od Colegiata del Salvador aż do Plaza San Miguel Bajo. Przetrwały jedynie zachodnie części murów obronnych tej fortyfikacji, najlepiej widoczne z punktu widokowego – Mirador de San Cristobal. Zamek znajdował się w miejscy dzisiejszej Plaza San Nicolás.
Zaraz po upadku kalifatu w Cordobie, w 1236 roku, potęga muzułmańska została przeniesiona do Granady – przynosząc ze sobą też ogromny rozwój i wpływ architektury, sztuki w ogóle oraz nakłady pieniężne, dzięki którym wzniesiono bajeczne zamki wzdłuż rzeki – Alhambrę, Calat-Al-Hama oraz „Czerwony Zamek”, nazwany tak z powodu koloru użytego kamienia.
Mimo, że większość kościołów w dzielnicy Albaicín zbudowana jest na fundamentach meczetów, wiele z nich wciąż zachowało elementy zarówno ornamentyki muzułmańskiej, jak i dekoracji. Możemy na Albaicín natknąć się na minarety przerobione na wieże, które teraz są albo małymi dzwonnicami, albo stanowią element kościoła, tak po prostu. Tak rzecz się ma z Colegiata del Salvador, która stanowi doskonały przykład andaluzyjskiej transformacji religijno-kulturowej. Początkowo kolegiata została wzniesiona jako szkoła – było to miejsce stworzone, aby chrystianizować Muzułmanów, a z racji tego, że ulokowane było w samym sercu ich dzielnicy, opór z ich strony był tak silny, że kapłani wyprowadzali się stamtąd jeden za drugim. Za to wewnętrzny dziedziniec budynku, Patio de los Naranjas, stanowi jeden z najpiękniejszych przykładów muzułmańskiej architektury w Granadzie.
Albaicín obfituje w folklor: krzyż stojący na Plaza San Miguel nosi nazwę El Cristo de las Lañas (laña z hiszpańskiego to zacisk, klamra) z powodu wielkich metalowych klamr trzymających razem kawałki ciała. Kiedy w 1936 roku rozpoczęła się wojna domowa, żołnierze Republikańscy rozbili posąg na kawałki, pozwalając miejscowym ukryć fragmenty w różnych piwnicach, ażeby poskładać statuę po zakończeniu wojny. Nazwa Puerta de las Pesas – Brama Wag, przez którą trzeba przejść chcąc dostać się na Plaza Larga, wiąże się z targiem, który odbywał się w tym miejscu przez całe wieki (obecnie jedynie w sobotnie przedpołudnia). Kiedy królewscy kupcy zauważyli, że sprzedawcy używają wag z oszukanymi odważnikami, wagi te zostały powieszone na murze bramy. A kilka z tych wag wciąż niewzruszenie tkwi przymocowanych na ścianie przy Puerta.
Albaicín to też alternatywni ludzie. Możemy tu napotkać niejeden squat (autorka była w takowym, ba nawet szyła spódnice), ludzi z całej Hiszpanii, którzy uciekli z domów w poszukiwaniu wolności i uprawiają sztukę. A na Mirador San Nicolas, jak i również w Barze Kiko, który znajduje się nieopodal placu, spotkać można wiecznie tych samych Cyganów grających flamenco. Czasami lepiej, czasami gorzej, co nie zmienia faktu, że są bardzo fajnymi ludźmi i jeśli ktoś odważy się z nimi posiedzieć dłużej i porozmawiać, może uda mu się wkręcić na cygańską imprezę (jak autorce). Będąc w tej części Granady dobrze jest nie zachowywać się jak napuszony turysta, bo lokalni ludzie od razu wyczują sztuczność. Lepiej spróbować wsiąknąć w krajobraz i pozwolić sobie na odkrywanie po prostu pięknych zakątków i poznawanie interesujących ludzi.
A na zachętę – piosenka w wykonaniu właśnie cyganów z Miradora San Nicolas.
Autor: Magda Jeziorska, postalesdeasturias.wordpress.com